Rower – „come back” !!!

Po 2 latach przerwy, spowodowanej kontuzją, wskoczę na rower. Kilka rozmów z lekarzami, mniej bóli w kostce i mogę spróbować.
Zmęczyć się, mknąć przez las najchętniej nocą 😉 mała lampka oświetlająca tylko kilka metrów do przodu daje efekt jak by się pędziło ze 120km/h, a tym czasem licznik pokazuje może z 25-30km/h. Dwa lata temu udawało mi się utrzymywać tętno na poziomie 180 przez 50 min ciągłej jazdy, bez utraty mocy, teraz jak dobije do 160 to będę bliski zawału 😀

Jeżeli kostka wytrzyma i będę mógł jeździć to znaczy że pozbędę się kilku zbędnych kilogramów 🙂
W stylu jazdy na pewno zmieni się jedna rzecz 🙂 tor jazdy 😀 haha na bardziej rajdowy – ciekawe kiedy pojawią się pierwsze kraksy i siniaki.

Las Kabacki zapewne stęsknił się za mną 😉 Rower wraca z garażu na balkon 🙂

Uszkodzona kostka i perspektywa operacji…

W lutym 2009 roku miałem kontuzję. Amatorska kraksa na snowboardzie, błędna ocena lekarza, przedłużona rehabilitacja a na koniec dziura w kości. Pierwszy lekarz stwierdził że to zwyczajne zwichnięcie i nic nie zrobił – chciałem nogę w gips nie zlecił tego bo nie widział wskazań, choć ledwo chodziłem. Drugi skierował mnie na USG (które o dziwo nic nie wykazało – albo było niedokładnie zrobione) i leczył na zapalenie ścięgna Achillesa, trzeci po 6 miesiącach zrobił również USG i zgroza: blizny po zerwanych dwóch więzadłach, które tylko dzięki rehabilitacji (prywatnej) powoli wracały do swojej funkcji. Jednak ciągłe bóle i kuśtykanie spowodowało że wylądowałem na rezonansie (czwarty lekarz), efekty widać na zdjęciu, cholerna dziura w kości która totalnie wycięła mnie ze wszystkich moich ulubionych aktywności sportowych, od intensywnej jazdy na rowerze górskim po squasha, wspinaczkę itp, a które trzymały mnie w dobrej formie fizycznej jak i psychicznej (bez fantazjowania chodzi mi o lepszą koncentrację). Teraz z przerażeniem spoglądam na wagę. Miałem wyznaczony termin operacji na czerwiec 2010, którą lekarz ocenił na 2 godziny „pracy”: odcięcie kości aby dostać się do wnętrza, pobranie materiału z kolana do uzupełniania dziury i złączeniu całości, czyli „o rzesz… mać”. Odpuściłem pierwszy termin, gips przez 4-5 tygodni w samym środku lata bez możliwości poruszania się to koszmar, dodatkowo minimum 6-7 miesięcy rehabilitacji spowodowało, że przeniosłem termin. Teraz widzę zależność pogodową, pada deszcz: kuleje, świeci słońce: chodzę prawie normalnie. Z jednej strony chcę wrócić do „normalnych aktywności” z drugiej strony mam obawy co do kompetencji tych wszystkich lekarzy, bo co jak mi spieprzą nogę? Trzecia strona medalu, jeżeli tego nie zrobię może mi się pogorszyć (zniszczy się większa płaszczyzna nośna kostki).